I lubię "duperelki" na stole, do pogryzania. Jedną z takich pozycji są dla mnie
Grissini
- cieniutkie, włoskie paluszki chlebowe, które ostatnio robią wręcz zawrotną karierę, pojawiając się na stołach restauracji w całej Europie, jako "cosik", który klienci mogą pogryzać w oczekiwaniu na startery lub apettizery, i to zarówno w knajpkach typu "kurak z rożna i nic więcej" jak i w wysokogwiazdkowych restauracjach.Grissini z założenia służą do maczania w sosach i pastach. są chrupkie, ale nie mogą być twarde. Możemy nadawać im posmaki dodając dodatki do ciasta, jednak dużo lepszą opcją jest posypanie ich po wierzchu, co sprawi, że czysty "bułkowy" smak przeplata nam się z solą, sezamem, makiem, czy innym "czymś", czego użyjemy :)
Przepis ten wchodzi do mojego kanonu "produkowane regularnie", bo minimum pracy, jakie trzeba w nie włożyć, a jednocześnie wyrazy uznania konsumentów na informację, że zostały zrobione własnoręcznie, to połączenie, jakie uwielbiam ;)
Na dwie blaszki paluszków potrzebujemy:
mąka - 250gram , typ 450 lub 550
sól - pół łyżeczki
oliwa - 1-2 łyżki
drożdże - 10 gram świeżych lub mrożonych
woda - ciepła, około 150 ml, czyli tycio więcej niż pół szklanki ;)
Prócz tego, w wersji dla leniwych mikser [blender], i dla wszystkich piekarnik ;)
Przesianą mąkę i sól wrzuciłam do blendera [miksera? robota?] z normalnym ostrzem [plastikowe nie odnalazło się jeszcze po przeprowadzce], na niskich obrotach wlałam doń oliwę.
W ciepłej wodzie rozpuściłam drożdże, i również wlałam powoli do pracującego robota.
Kiedy usłyszałam, że silnik zaczyna spowalniać [poczciwa maszyna ma już za sobą 15 lat wiernej i intensywnej służby, możliwe, że nie będzie tego efektu w nowych i mocnych], podniosłam obroty do średnich.
Wyrobiłam tak ciasto przez chwilkę, aż masa zaczęła być zwarta, jednolita, i było widać, że ostrza ją ewidentnie tną na kawałeczki. Wtedy wyjęłam całość, zgniotłam w jedną kulkę, wrzuciłam do miski i odstawiłam pod przykryciem w ciepłe miejsce, do podwojenia objętości.
W wersji foto wygląda to mniej więcej tak:
+
+
=
a pół godzinki później mamy to:
Oczywiście, możecie wyrobić ciasto ręcznie, zajmie Wam to około 10 minut, do momentu, kiedy, jak niemal każde drożdżowe, będzie odchodzić o ręki :)
Następnie leniucha wyrzucamy na stolnicę i wałkujemy...
na grubość około pół centymetra
i nożem do pizzy [ lub jakąś metodą alternatywną - dla nieleniuchów ;) ] tniemy placek na paseczki szerokości 0,5 do 1 cm, w zależności od tego, jakie grube chcemy mieć paluszki :)
Następnie każdy paseczek lekko przerolowujemy, by nabrał [ z grubsza] okrągłego przekroju, układamy na blasze wyłożonej pergaminem, smarujemy wodą i posypujemy posypką, ja wybrałam sezam tym razem.
Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni C i wkładamy do niego nasze prawie-grissini na 10-15 minut, aż się nam stosownie zrumienią :)
a później pałaszujemy, chrupiemy, wsuwamy...
Ja bardzo lubię świeżutkie, ale Grissini mają to do siebie, że takie prawdziwe, lekko trzaskające pod naciskiem zębów, są po paru godzinach, i dobre do jedzenia, przez kilka kolejnych dni. Przez ile? Nie wiem jeszcze, a patrząc na ich tempo znikania, raczej nie sprawdzę sama ;) niemniej, jako coś struktury delikatnego sucharka, chronione przed wilgocią powinny być świetne nawet do dwóch tygodni :)
Podsumowując:
przygotowanie max 10 minut, wałkowanie i krojenie podobnie, i trzecie tyle w piekarniku. Nic tylko robić i szamać! ;)
Smacznego!
A jakie są Wasze ulubione przegryzki? :)
Cholera Naczelna
Przepis dostępny jako artykuł, również na portalu Przepis na Kobietę
Takie paluchy, no i dlaczego nie ma jeszcze komentarzy :) chyba dlatego, żebym choć raz pierwsza była. Zrobię je na pewno, ale z mąki pełnoziarnistej, akurat 10 minut temu zrobiłam ciasto na chleb, (które będzie sobie leżakować do jutra) tak już leciałabym robić paluchy Grissini, naprawdę apetycznie wyglądają.
OdpowiedzUsuńheh, miałam nadzieję, że tak łatwa przekąska zachęci odwiedzających do komentowania, ale nie mam szczęścia w tym temacie najwyraźniej ;)
Usuńna szczęście jesteś Ty! :*
no z pełnoziarnistej i z solą morską, to dopiero będę robić, bo te machnęłam pod gości, "na szybcika" i z tego, co w szafie znalazłam :)
a co do chleba, to podziwiam za cierpliwość.. ja jestem w tym temacie okropna! może kiedyś "dorosnę" do poziomu takiego jak Ty, i dam radę przeczekać aż dobę, zanim wsadzę w piec swój wyrób ;)
upiekę, już notuję przepis :)
OdpowiedzUsuńczekam na efekty! :)
Usuńspodziewaj się na blogu "lada moment" ;)
Usuńmam jeszcze małe pytanko i proszę się nie śmiać ;)
OdpowiedzUsuńczy ilość drożdży jest dobrze wpisana?
na pewno 10 g a nie 10 dkg? :)
Pytanie jak najbardziej celne! :) [ brawo! od razu widać wprawne oko osoby znającej temat pieczenia na wskroś! :)]
UsuńIlość drożdży faktycznie jest niewielka, ale w grissini chodzi o to, by się tylko lekko spulchniły, a pozostały wąziutkie :) stąd i niewielka ilość i brak maltretowania ciasta przed wałkowaniem, aby nie wyrosły nam gumowate "paluchy" ;)
Również taki cel pozwala użyć do produkcji robota, gdzie normalnie potraktowane byłoby to jako profanację ze względu na porozrywanie struktur, zwyczajowo pożądanych by drożdżowe wyrosło i zrobiło się "bułkowate" :)
no dobra, tylko jak ktoś nie ma robota?
UsuńNormalnie ręcznie wtedy, tylko bez tego uporczywego "maltretowania" [bicia, ciskania, rzucania] :)
Usuńminimum pracy, konieczne tyle, by się wymieszało połączyło :)
Wygląda pysznie. Muszę się zaopatrzyć w stolnicę :P
OdpowiedzUsuńja wcześniej wszystko na zwykłym blacie robiłam, ale teraz, mając silikonową, jestem bardzo zadowolona :)
UsuńO uwielbiam:) często robię do tego czary mary. Ser żółty ścieram na tarce, mieszam z majonezem i ketchupem i startym czosnkiem. Doprawiam pieprzem i maczam pałeczki w paście. Yhh głodna jestem!
OdpowiedzUsuńmmm! brzmi przepysznie!! idę machnąć grissini makowe i do tego Twoje maczadełko! :*
Usuń