17 mar 2014

"Bubble beer" - czyli żelkowy 'kawior' w akcji ;)

Postanowiłam nauczyć się robić "żelkowy kawior", ponieważ widziałam nie raz w sieci "kawior kawowy".
Szybko przewertowałam kilkanaście wpisów o tymże, plus parę artykułów o kuchni molekularnej, i... zakochałam się :D


 A ponieważ mamy właśnie Dzień Świętego Patryka, to skandalem było nie zrobić zielonego piwa... ale żeby było nieco na przekór, nie chciałam iść na łatwiznę i po prostu użyć barwmików. Postanowiłam na mój pierwszy raz z "kawiorem" machnąć taki zielony, idealnie na dziś, do tego pienistego, bursztynowego trunku :D



Chcecie poczytać o tym eksperymencie i moich spostrzeżeniach co do produkcji "kawioru"? :)


Oczywiście będzie to wpis głównie o "kawiorze", ponieważ "bubble beer" [hehe, ktoś już to robił, czy mam opatentować pomysł? ;) ], to żadna filozofia. robimy zielone kuleczki, malutkie, żeby przechodziły przez rurkę do picia, dodajemy je do piwa, i już :D

Na początek zastrzegam, że postanowiłam wypróbować metodę całkowicie "domową". Oczywiście czytałam o różnych, niektórych już bardzo chemicznych sposobach, i jeszcze jeden wypróbuję, taki z agarem i czymśtam wapnia, dzięki czemu ponoć "skorupka" powinna być twarda i "strzelająca", jednak nie oszukujmy się, w warunkach domowych chodzi o to, by zrobić coś z tego, co znajdziemy w każdej kuchni ;)
 

Początkowo galaretkę rozrobiłam w połowie wody i zrobiłam pierwszy test, po którym uzupełniłam miksturę o kolejną porcję żelatyny ;)

 Tak więc już wiecie, że do najbardziej podstawowej wersji potrzebujemy:

- galaretka - sztuk jeden
- żelatyna - dwie czubate [!] łyżeczki
- woda  - około 200ml
- olej roślinny - ale nie oliwa z oliwek!

Olej wkładamy na godzinę do zamrażalnika. 
Dlaczego olej a nie oliwa? Ponieważ ta druga w tych warunkach by stężała, a potrzebujemy płynu :)

Wodę oczywiście zagotowujemy, wsypujemy galaretkę i żelatynę, mieszamy do całkowitego rozpuszczenia. Studzimy do granicy początków tężenia, przelewamy do butelki do sosów, z wąską końcówką.
Czytałam o pipetach, strzykawkach... cóż, butelka z końcówką wydaje mi się znacznie wygodniejsza :) jest miękka, poręczna, ułatwia błyskawiczne kroplowanie :)



Wyciągamy miskę z olejem i z "zakraplamy" galaretkę do oleju.
Generalnie 1 kropla w jedno miejsce daje nam kulki, wielkością odpowiednie do słomek do picia ;)



Po 2-3 minutach mieszamy olej z kawiorem, uwaga! nie dotykając kuleczek! mieszamy od góry, tak, by wir podniósł i porozdzielał ziarenka, i wkładamy całość do zamrażalnika na około 10 minut.



Po tym czasie wyławiamy kawior na sitko, osączamy i płuczemy.





Szkoły płukania są dwie, od siebie Wam powiem od razu, że płukanie w samej wodzie to porażka. Najpierw białe wino. Może być jakieś podłe, ponieważ potrzebujemy go całkiem sporo ;) Dopiero po wypłukaniu w winie, możemy dopłukać kawior zimną wodą, aby usunąć smak wina.


 Płukać możecie przelewając, jednak ja płukałam w miseczce, usuwając co chwilę tłuszcz z powierzchni za pomocą papierowego ręcznika przykładanego do powierzchni płynu. To po to, aby nie nanieść go ponownie w trakcie wyjmowania z miseczki :)




Wasz własny 'kawior' gotowy!!





Proste?
Banalnie! By nie powiedzieć śmiesznie proste ;)
Efektowne?
Same oceńcie :)

Cholera Jasna wydudlała swoje piwo z wielką przyjemnością, przez grubą słomkę, mając wyraz totalnego zaskoczenia, przeradzającego się w przyjemność, na twarzy, ja swoją porcję zalałam białym winem. Piwo wygrało, jakoś wino przez słomkę dziwnie jest pić ;)
Swoją drogą, Cholera Jasna, "przetrzymywana" na pragnieniu dorwania swojego kufelka robi rewelacyjne zdjęcia, prawda? ;)



A ja, zachęcona pierwszym sukcesem, już knuję kuleczki truskawkowo-grenadinowe do deseru! ;)

Myślałyście, że to jakaś wielka filozofia taki "kawior"? Ja tak ;)
 To już wiecie, w jakim błędzie wszystkie byłyśmy. Więc do dzieła! Zacznijcie tworzyć swoje bubbelkowe cuda! I podzielcie się swoimi pomysłami koniecznie! ;)

Cholera Naczelna :)

8 komentarzy:

  1. Nawet gdybym piła alkohol, to pewnie by mi się nie chciało robić czegoś takiego. Może na jakąś imprezę, ale dla siebie samej na pewno nie. Ale faktycznie wygląda efektownie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, nauczyć się tego postanowiłam, żeby mieć fajny "gadżet" na imprezy oczywiście :D
      Ale w nauce fajne jest to, że przy okazji robi się coś fajnego dla siebie "po drodze" ;)

      Usuń
  2. Przeszłaś samą siebie! Patent zapewne wykorzystam, chociaż podejrzewam, że nieprędko ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, mam nadzieję, że jeszcze samej siebie nie przeszłam ;) bo inaczej mój dzisiejszy deser z takimi kulaczkami z musu, nie wyjdzie ;)

      Usuń
  3. ale boskie to jest, kiedyś słyszałam o tym dużo, ale nigdy nie odważyłam się spróbować. Ale rzeczywiście tak to super wytłumaczyłaś, że już się nie boję i pewnie niedługo będę eksperymentować:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. koniecznie daj znać jak Ci poszło! :) a bać się nie ma czego, też się nieco obawiałam, a to takie banalnie proste! :)

      Usuń
  4. jakie to świetne! nie miałam pojęcia, że coś takiego można zrobic :) a to się rozpuszcza w płynie;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pewnie po dłuższym leżeniu, tak jak galaretka, zaczęłoby sie rozpuszczać :) albo w ciepłym ;) ale u nas nie zdążyło ;)

      Usuń